sobota, 8 stycznia 2011

SAINC „Schizis” 2010


„Schizis” to muzyka, która miażdży. I to dosłownie. Dokonania panów z SAINC mają w sobie coś tak ciężkiego i monumentalnego, że podczas słuchania wciska w fotel, albo inny dowolny mebel, który akurat służy do siedzenia i celebrowania tych dźwięków. Muzyka jest naprawdę potężna, ale nie specjalnie szybka i w tym chyba tkwi siła zespołu SAINC. Każdy utwór zaczyna się industrialnym muzycznym samplem. A to dodatkowo pojawi się zapętlony głos, deklamujący kwestię po angielsku, a to syntezatorowe dźwięki, a to jakieś piski, czy nawet klimaty rodem z Matrixa. 
Począwszy od „666phobia” aż do „Primitive Fear” dostajemy ogłuszającą, powalającą, przytłaczającą kanonadę dźwięków, tym bardziej monstrualną, że poszczególne kawałki nie są od siebie oddzielone przerwami tylko wskakują niemal jeden za drugim nie dając szansy na chwilę oddechu. „Senectus” przez chwilę ma zupełnie luźny i nawet melodyjny początek, ale po chwili muzyka wraca z potężną dawką sfuzzowanych gitar, potężnym basem i wspierającą go perkusją. „Depression” trochę się różni od całości i pokazuje, że panowie mają sporo pomysłów na zrobienie czegoś poza standardem. „Basement Demons” rzeczywiście brzmi jakby spod Waszej podłogi miało wyjść stado wyklętych demonów. Efektowny jest „Primitive Fear”, w którym pojawiają się tubylcze rytmy bongosów lub innych prymitywnych instrumentów perkusyjnych.

W sumie na płycie szczególnie wyróżniają się właśnie industrialne wstawki, mocno kontrastowe w stosunku do jednolitej warstwy muzycznej, efekt dopełnia diaboliczny głos wokalisty SVierszcza. Natomiast niemal jednostajne i niezmienne są tu gitary. Gdzieniegdzie popisy perkusyjne mają swoje mocniejsze akcenty (
„Stressor”) podkreślając rolę rytmu w tym dziele. Jednak całość dość przewidywalna i z grubsza można rzec trochę monotonna. Nie doświadczycie tu grama solówki, a wspomagany pogłosami śpiew (a raczej jest to wycharczana, spotęgowana pogłosami i echami mowa) jeszcze bardziej potęguje przytłaczający nastrój.

Wrażenia po przesłuchaniu całości są iście schizofreniczne. Ciężar gatunkowy najwyższy, podzielone i rozwarstwione głosy docierają niczym potępieńcze jęki z za światów, gdzieś tam mocno i intensywnie pracuje sekcja rytmiczna. Patrząc dodatkowo na okładkę płyty można od razu dostać rozdwojenia jaźni. Jednym słowem muzyka raczej dla znawców gatunku i specyficznej publiki. Być może na koncertach
SAINC prezentują się lepiej. Trudno bowiem ukryć, że mamy tu do czynienia z pewnym metalowy minimalizmem a regresywność dźwięków trafia do dość wąskiego grona odbiorców.

SAINC
to gdański zespół, który powstał w 2004 roku. Po wielu zmianach w szeregach muzyków dopiero w listopadzie 2004 uformował się poważniejszy skład nazwany Stillborn Again Incorporation, a potem w skrócie SAINC.


Lista utworów:
01. 666 PHOBIA
02. SENECTUS

03. STRESSOR

04. BASEMENT DEMONS

05. DEPRESSION

06. FORBIDDEN PSYCHE

07. WAR STRESS
08. INSANE HUNTER

09. DARKNESS TIME

10. PRIMITIVE FEAR


Obecny skład to:
SVierszcz gitara basowa, śpiew
CaCek gitara
CZUBdrummer – perkusja
DOCent - gitara

Moja ocena
3/5 (wielkim fanem SAINC pewnie nie zostanę, ale każde nowe przeżycie muzyczne gdzieś tam zostaje w mojej pamięci)

Recenzja ukazała się również na Rock.Megastacja.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz