wtorek, 23 lutego 2010

MAREK PIEKARCZYK "Źródło"



Marek Piekarczyk „Źródło”
Fonografika 2009

Marek Piekarczyk to prawdziwy fenomen na polskim rynku muzycznym. Jest jak dobre wino, im starszy tym lepszy. Znany głównie, jako wokalista
TSA realizuje również solowe projekty. I tym razem pod koniec roku 2009 ukazała się jego solowa płyta pod tytułem „Źródło”. Całość muzyki zawartej na tym albumie to przede wszystkim aranżacje utworów polskich rockowych artystów z lat 60-tych i 70-tych. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że to muzyka młodości Marka. Dźwięki, na których się wychował i które grały w jego głowie. Potrzeba było czasu, aby ujrzały światło dzienne i pojawiły się za sprawą głosu Marka w naszych uszach.

Trzeba przyznać, że instrumentem głosowym Piekarczyk dysponuje i to potężnym, czego dowody cały czas daje na koncertach
TSA. Na płycie „Źródło” słyszymy jednak zupełnie inną stronę jego wokalnego talentu. Nie ma tu charakterystycznych dla TSA wysokich głosów i specyficznych pisków. „Źródło” to dzieło lekko stonowane, melancholijne, aczkolwiek niepozbawione w pewnych momentach rockowego pazura. Czy jednak rockowe? Może bardziej big-beat’owe.
Pamiętam z tamtych lat taką piosenkę:
„Big beat żyje pośród nas,
Big-beat nam do głowy wlazł,

Big Beat z głowy nie chce wyjść,
Bo to czas big-beatu dziś”
Pewnie nie przytoczyłem jej dokładnie, ale sens jest właśnie taki. Coś tam było jeszcze,
„gdyby Konopnicka żyła to big-beata by tańczyła, gdyby żył Wincenty Pol, tańczył by rock’n’roll”. I tak właśnie Piekarczyk przypomina zakurzone dziś melodie i słowa, które onegdaj śpiewali Niebiesko-Czarni, Skaldowie, Klenczon, Michaj Burano czy takie zespoły jak Test i Klan. Odkopując z prehistorii dźwięki nadaje im jednocześnie drobinę nowoczesności poprzez zmianę słów, ostrzejszą muzykę i mocniejszy śpiew. Niektóre utwory jednak do dziś „trącą myszką” i mimo, że wydźwięk miał być ponadczasowy, trudno im być w warstwie tekstów nowoczesnymi. Zwłaszcza „Chłopcy do wojska”, „Hej, wracajcie chłopcy na wieś” czy „Automaty”. Ten ostatni byłby pewnie bardziej nowoczesny gdyby ingerencja w tekst polegała na zmianie automatów na komputery. Wówczas uzyskalibyśmy bardziej wiarygodny przekaz. Nie mniej jednak nie psują one całej kompozycji a wręcz przeciwnie, powodują sentymentalną łezkę w oku. Wspomnienie rodzącej się wtedy muzyki rockowej i jej prekursorów, których mało kto dziś pamięta.

Warto przytoczyć kilka słów samego Marka Piekarczyka podczas wywiadu, jakiego udzielił mi przed koncertem akustycznym
TSA w Siemianowicach Śląskich w listopadzie 2009. Wywiad ukazał się na portalu ProgRock , dostępny jest też na moim blogu ROCKRychu:

Arek Deliś – właściciel wydawnictwa T1-Teraz, zaprosił mnie do projektu Yugopolis, tam napisałem dwa teksty i nagrałem dwie piosenki. „Czy pamiętasz ten dzień” i „Gdzie jest nasza miłość?”. W trakcie pracy nad tymi nagraniami poznał mnie bliżej i chyba doszedł do wniosku, że można ze mną coś jeszcze zrobić. Zaproponował mi, żebym nagrał płytę z bardzo starymi piosenkami, które mają mniej więcej 40-45 lat. Z piosenkami rock’n’rollowymi. Arek Deliś zaproponował mi nagranie utworów rock’n’rollowych, ale amerykańskich, mało znanych, a nawet całkowicie nieznanych, których ja znam wiele. Miałem nawet listę strasznie długą, pięknych utworów, z różnych dziedzin, ale ostrzegałem, że nie będę śpiewał po angielsku. (…) Wtedy mnie olśniło. Byłem przygotowany nawet na awanturę oświadczyłem, że nie będę robił żadnych anglosaskich kawałków, tylko polski big beat i nie ma dyskusji. Wtedy zaczęliśmy szukać. On zaczął szukać, ja szukałem. Minął rok i już miałem ponad dwadzieścia piosenek. (…) Z tymi piosenkami to nie było takie łatwe zadanie. Szukałem piosenek, które są aktualne dzisiaj. Niektóre miały teksty częściowo aktualne, częściowo nie. (…) Czasami fajne były dwie zwrotki, albo trzy, a potem było kiepsko. Więc jej wtedy nie wykonywałem. Trzeba było znaleźć jakiś sposób na te piosenki, ponieważ niektóre były strasznie archaicznie wykonywane. Dziś już nie można tak wykonywać muzyki, chyba, że się chce wejść w taki nurt zupełnie nie rock’n’rollowy. Nie chcę oczywiście obrażać tych wykonawców, bo to byli wspaniali ludzie, ale tak się to wtedy wykonywało, śpiewało. Więc ja nie chciałem tego tak robić, poza tym chciałem, żeby tego słuchali ludzie teraz a nie jacyś sentymenciarze i dziadki stare. Chciałem, żeby to była normalna płyta a nie jakiś skansen. Chciałem nagrać normalną płytę. (…) Chciałem żeby ta płyta była opowieścią, żeby się wiązała z wachlarzem przeżyć, emocji, przemyśleń, z przekazywaniem jakichś uczuć i jednocześnie zawierała jakiś bunt, pazur i była drapieżna muzycznie i tekstowo. Ta płyta nie jest „dziamganiem się”. Chciałem nagrać płytę, w której załatwiam stare porachunki, czyli kłaniam się mistrzom, albo robię ukłon w kierunku kogoś, o kim wszyscy zapomnieli. Na przykład z przekory nagrałem piosenkę Mihaja Burano (znany z występów z zespołami Czerwono-Czarni w latach 1960-1963, a później Niebiesko-Czarni 1963-1966). Zrobiłem to też z przekory wobec samego siebie, bowiem tekst jest przeciwko mnie tak jakby. Ja nie śpiewam, kurde, że odeszłaś, czy coś tam, że nie wrócisz.”

A teraz chwilę o muzyce. Moim niekwestionowanym faworytem na tej płycie jest utwór
Skaldów „Nie widzę Ciebie w swoich marzeniach”. Tak przejmujący klimat, nastrój i melodia powoduje u mnie ciarki na całym ciele a to w moich kategoriach wyraz największego uznania dla muzyki. Przeżycie nie mające sobie równych. Wysoce emocjonalny odbiór. W zasadzie nie wiem, co złożyło się akurat na taki klimat w tym kawałku, nie mniej jednak mnie osobiście ta dawka emocji powala. Być może inny niż dotychczas wokal Marka? Może po prostu, dlatego, że to kawałek Skaldów z charakterystycznymi chórkami w tle?

W
„Nie zawrócę” pojawia się zmiana rytmu wzmocniona gitarą. Specyficzny hardrockowy klimat. Fajny big-beatowy rytm w „Hej, wracajcie chłopcy na wieś” przenosi nas do lat 70-tych. Spokojne i nostalgiczne „Wybij sobie z głowy” przypomina ballady Martyny Jakubowicz. Utwór „Na betonie kwiaty nie rosną” jawi się na początku, jako porywający blues, by po chwili w refrenie wyciszyć się i uspokoić, po czym znów wrócić do bluesowego rytmu. W niektórych utworach jest szybko, zadziornie, mocno i rytmicznie. Inne są wolniejsze i „gładsze”. Fanom TSA przypadnie zapewne do gustu ostry „Płyń pod prąd”, w którym tonacja głosu i gitary przypominają dokonania macierzystej grupy Piekarczyka. Cieszy też rock’n’rollowy, zaśpiewany chóralnie „Chłopcy do wojska”. W „Testamencie” z repertuaru Testu znów pojawiają się kobiece chórki, a utwór jest lekki i melodyjny. „Całe niebo w ogniu” Michaja Burano to ów cios w samego siebie, czyli piosenka o miłości, ze słowami, których Marek nie lubi bez potrzeby uzewnętrzniać. Naprawdę warto jej posłuchać, bo ma to coś w sobie.

Podsumowując, całość dokonań na płycie przedstawia ducha historii w nowoczesnym wydaniu i za to należy się Markowi Piekarczykowi duży ukłon.

Płyta bardzo solidnie i estetycznie wydana stanowi swoistego rodzaju perełkę, którą warto mieć i do której można, co jakiś czas wracać. Na okładce i we wnętrzu płyty jawi się nam sam Marek Piekarczyk lekko nieogolony, patrzy na nas doświadczony życiem facet, wyglądający trochę jak westernowy bandyta (nonszalancki rozkrok na tle betonowej ściany, przypominającej trochę celę w biurze szeryfa) a trochę jak długowłosy demon z kultowego kiedyś serialu „Miasteczko Twin Peaks”. Zadymione światło, ciepłe fiolety i błysk w oku wokalisty rysują również specyficzny klimat sprzed czterech dekad. Polecam!

Utwory:
01. Epidemia Euforii
02. Nie zawrócę
03. Wracajcie chłopcy na wieś
04. Wybij sobie z głowy
05. Automaty
06. Nie widzę Ciebie w swych marzeniach
07. Nie przejdziemy do historii
08. Na betonie Kwiaty nie rosną
09. Płyń pod prąd
10. Chłopcy do wojska
11. Testament
12. Całe niebo w ogniu
13. Na przekór

Recenzja ukazała się na RockLine

Moja ocena 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz