piątek, 28 stycznia 2011

ELECTRIC demo (2009)

Electric to energetyczna dawka rocka z brudnym riffem grunge wmieszana w poezję i teksty Adama Zelenta, tak w skrócie można by ich zaklasyfikować. Ich pasja to koncerty i bliski kontakt z publicznością.

Koncertowali m.in. z; TSA, Kult, Coma, Lady Pank, Sweet Noise, Mech. Zaliczyli kilka ważnych imprez niezależnych; OFF OPOLE, ROCK OFF TOUR, ODJAZDOWA NYSA, METALOWA TWIERDZA, UNPLUGGED. A więc spory dorobek jak na debiutantów. Poza tym zaistnieli, jako goście programów telewizyjnych TVP: „Regiony Kultury”, „Tropiciele Qltury” i radiowych; „Radio Opole - ProRock” oraz „Radio Wrocław - Muzyczna Bitwa”, w której na 100 zespołów Dolnego Śląska znaleźli się w finałowej czwórce, grając koncert „na żywo” na dużej scenie Polskiego Radia we Wrocławiu.

Wydane w formie ładnego digipacku demo robi wrażenie. Schludne, żeby nie powiedzieć artystyczne wydanie. Niezły start.

Na początek kompozycja „nie ma” – trochę zbyt komercyjna jak na mój gust i zalatująca klimatami DeMono. W „babilonie” – na start niezły melodyjny początek zagrany na gitarze, a potem ten motyw zgrabnie zostaje wpleciony między zwrotkami, silna sekcja rytmiczna i wybijające się mocne uderzenie werbla to wyróżniki tego kawałka. „bukiet” i pierwsze takty perkusji zmierzają niemal w stylistykę The Clash, ale po chwili pojawia się jednak inny, delikatniejszy klimat. Utwór „ciepło i spokój” dokładnie oddaje ciepło i spokój. Można się delektować. Delikatne dźwięki gitar i subtelne wsparcie sekcji rytmicznej. Momentami oprócz śpiewu pojawiają się uzupełniające tło szepty. Za to w „3:30” zapachniało na początku przepychem muzycznym, z jakiego znany był kiedyś zespół Guns’n’Roses. Chociaż śpiew Adama „Mescalito” Zelenta ma tu denerwującą manierę, która nie każdemu może się spodobać, to jednak jest OK. Na początku, (ale nie tylko) „ja wiem” – mam wrażenie jakbym słuchał „Smells Like Teen Spirit” Nirvany (wystarczy posłuchać śpiewu, ale i bas ma podobną linię melodyczną, a perkusja taktuje niemal identycznie). Z kolei kawałek „seXpistols” mógłby sugerować nawiązanie do twórczości sławnych protoplastów nurtu punkowego, ale jednak klimat jest zupełnie inny. Rozpoczyna go wyciągnięty gitarowy dźwięk. Całość jest rytmiczna, niemal marszowa.

Słuchając płyty może za wyjątkiem pierwszego utworu „nie ma” przypominają się wczesne czasy twórczości T.Love, Kobranocki, Kultu, czyli undergroundowego punk-rocka i rocka lat 80-tych. Mocne, brudne riffy gitar, zadziorne, (ale na pewno inteligentne) i prowokacyjne teksty. Chociaż nazwanie muzyki Electric punkową jest trochę na wyrost, tu, bowiem pojawiają się całkiem przyjemne gitarowe solówki i panuje pewien porządek, w przeciwieństwie do punkowego chaosu. Momentami jest ciężko i mięsiście („zgryz”), jakby zwrot w stronę takich klimatów jak Red Hot Chilli Peppers, albo wręcz polskiego funky w stylu Blendersów. „Zgryz” to mój faworyt na tej płycie. Naprawdę porywa i wciąga. Z kolei, krótki dwu minutowy „sms” zaczyna się delikatna gitarą akustyczna wspieraną gitarowym solo w tle. Tu na myśl przyszło mi w pierwszej chwili „Wish you were here” Pink Floydów, a po chwili, nie wiedzieć, czemu Chłopcy z Placu Broni.

A na koniec alternatywna wersja utworu „nie ma”. Spokojniejsza, bardziej stonowana, jakby lekko dołująca. Mniej komercyjna a bardziej „zaangażowana”, można by rzec nostalgiczna. I znów jakby stylistyczny ukłon w stronę lat 80-tych. Osobiście bardziej wolą tę wersję niż umieszczoną na początku. Wejdźcie na stronę http://www.myspace.com/myelectric lub na www.e-lectric.pl a znajdziecie tam opisane kawałki i sami się przekonacie jak grają i śpiewają Electric.

Lista utworów:
01. nie ma 4:06
02. babilonie 3:36
03. bukiet 3:22
04. ciepło i spokój 3:54
05. 3:30 4:21
06. ja wiem 3:47
07. seXpistols 3:34
08. zgryz 3:09
09. sms 2:08
10. nie ma 4:09

Skład zespołu:
Adam „Mescalito” Zelent - wokal,
Lesiu - perkusja,
TomTom - bas,
Kret - gitara,
Esz - gitara.

Moja ocena 3/5

Rychu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz