wtorek, 4 maja 2010

Londyn „Coraz Dalej Dom” (2010)

Zespół Londyn, a w zasadzie LONDYN Londyn – bowiem i tak można przeczytać logo zespołu, wydał świetny album. Niepozorna okładka z niby-piramidą, dominująca czerń, niby-kominy, niby-tuleje. Takie niby-niepozorne wydawnictwo. A tym czasem trzech facetów wyczarowało dźwięki, które są jednocześnie proste, melodyjne i chwytliwe. Niby-jest-ich-trzech, chociaż w projekt zaangażowanych było więcej osób. Trójka stanowi jednak trzon tego zespołu i to im zawdzięczamy perfekcyjną warstwę liryczną, dynamiczną muzykę i ciekawe spojrzenie na świat. Że niby nie można śpiewać ciekawie po polsku? Ileż razy to już słyszałem, że szeleszczący nasz język ojczysty, nie nadaje się do rockowej muzyki. Tymczasem trójca z Lublina zaprezentowała nie tylko polskie teksty, ale stworzyła wręcz poezję, która „podbita” bluesowo-rockowymi akcentami przenosi słuchacza do wspaniałej artystycznej krainy.

W jaki sposób trzech muzyków, tak szczelnie wypełniło przestrzeń? Zawdzięczamy to instrumentarium klawiszowemu i sekcji dętej. W sumie muzyków nie było trzech, bowiem zespół wspierają dodatkowy trębacz (Sushkin) i saksofonista (Tomasz Piątek). Można, więc śmiało powiedzieć, że trio Londyn, ze wsparciem instrumentów blaszanych-dętych oderwało się „modnych” nurtów muzycznych i zrobiło krok w zupełnie innym kierunku. Ścieżka ta ma szansę zaprowadzić ich na szczyt.

Słuchając muzyki zespołu Londyn można odnieść wrażenie, że nie obca jest im piosenka aktorska („Nie-Wolność”), z przyjemnością sięgają po rytmy reggae („Chciałbym Być”), szukają inspiracji u ojców rocka („Windą Bliżej?”), ale też nie boją się bluesowych wyzwań („Jak Mam Dalej Iść?”). Całość porywa i pochłania. Grają lekko i ze swadą, a dobywające się z głośników dźwięki są przyjemne, natomiast aranżacje w pełni profesjonalne. Przypominają trochę Dire Straits (bynajmniej nie stylistycznie) z początku ich kariery, kiedy to komponowana muzyka była dla nich sztuką samą w sobie a Mark Knopfler w „Sultans of Swings” grał i śpiewał tak jakby mu absolutnie nie zależało czy ktoś go w ogóle wysłucha. Tymczasem stworzył wiekopomne dzieło, klasykę i źródło, z którego czerpią teraz inni. Tak samo w przypadku grupy Londyn, słychać, że komponowanie, granie i śpiewanie sprawia im niesamowitą frajdę. Robią to naturalnie, bez specjalnego wysiłku, bez wyraźnego starania się. Grają niemal od niechcenia. Ot, tak po prostu im wychodzi. Tym samym przenoszą na słuchacza (może świadomie, może nieświadomie) cały swój zapał, entuzjazm i żywiołowość. Tworzą w ten sposób fenomenalną więź pomiędzy twórcą a odbiorcą. Warto ustawić ich płytę w tym miejscu w swojej kolekcji, która świadczy o dużym szacunku dla twórcy, ale też będzie się dała szybko i sprawnie wyciągnąć do kolejnego odsłuchu. Można spokojnie powiedzieć, że Londyn odkrył ową „tajemną wiedzę” jak uzależnić od siebie słuchacza. Podczas gdy inni błądzą, próbując udowodnić innym i sobie swoją „nadprzeciętność”, trio z Lublina jest po prostu sobą:

„hej ty nie bój się żyć,

nie bój się iść drogą

którą nikt nie szedł – hej ty

nie bój się być

sobą”

Moim niekwestionowanym „numero uno” na tej płycie jest utwór „Windą Bliżej?”, który niesie potężną energię, za sprawą świetnych akordów gitarowych oraz genialnego pulsującego rytmu. Drugi kawałek zatytułowany „Chciałbym Być” jest może trochę zbyt popowy, ze względu wsadzony tam motyw syntezatorowy, ale generalnie utwór się broni, zwłaszcza, kiedy pojawiają się delikatne motywy reggae. W dalszym ciągu momentami jest lirycznie i nastrojowo, czasami szybko i melodyjnie, a nawet wręcz funkowo („Shake It, Shake It, Shake It”), gdzie lekko przytłumione gitary, jakby schowane w tle, wspierane są przez instrumenty dęte. „Shake It …” to taki radosny kawałek, którego można słuchać kilka razy na okrągło. Przy okazji „Time Is Like An Ocean” miałem wrażenie małej wycieczki w progresywne rejony, ale na szczęście ten nurt nie zdominował płyty.

W pamięci na długo pozostają trąbki i saksofon, które świetnie uzupełniają tworzony klimat, ale jednocześnie nie dominują nad całością, stając się przysłowiową „wisienką na tym muzycznym torcie”. Utwory są idealnie skomponowane, średnia długość nie przekracza 4 minut, co z jednej strony daje efekt pewnego niedosytu, ale jednocześnie nie powoduje znudzenia zbyt rozwlekłymi frazami, czy zbędnymi powtórzeniami. Wszystko ma tu swoje miejsce, swój czas i konsekwencję pojawiania się.

Płyta nie jest muzycznym debiutem zespołu, chociaż jest debiutanckim longplayem. Londyn pojawia się przy okazji różnych wydarzeń muzycznych od roku 2002. Panowie zdążyli się już odpowiednio dotrzeć, zgrać i zrozumieć muzyczny świat, zdobywając wyróżnienia, nagrody i będąc widocznymi w wielu znaczących miejscach. Tym samym album „Coraz Dalej Dom” to dzieło dojrzałe, przemyślne a jednocześnie niezwykle świeże. Muzycznie dopracowane, a z drugiej strony trochę luzackie, swobodnie zagrane a co najważniejsze wpadające w ucho. Niejednokrotnie podczas słuchania tej płyty złapałem się na przytupywaniu, a to kolejny znak, że muzyka porywa.

Utwory:
01. Windą Bliżej? (03:40)
02. Chciałbym Być (02:44)
03. Hej Ty, Który Chcesz Się Poddać (04:12)
04. Shake It, Shake It, Shake It (03:34)
05. Nie-Wolność (03:41)
06. Time is Like An Ocean (03:17)
07. Coraz Dalej Dom (03:55)
08. Jak Mam Dalej Iść? (02:51)
09. Daleko ode Mnie (03:54)
10. Życie Z Widokiem Na Śmierć (03:51)

Zespół zagrał w składzie:

Paweł Błędowski - gitary, instrumenty klawiszowe, śpiew

Daniel Chyżewski - perkusja, instrumenty perkusyjne, trąbka

Konrad Lisicki - gitara basowa

Moja ocena 4/5


Recenzja ukazała się wcześniej na www.rockline.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz