Zanim jednak posłuchacie całości proponuję przeskoczyć na odtwarzaczach do ostatniego utworu nazwanego "Haydamaka". Zmienicie wtedy spojrzenie na ten zespół. Po przesłuchanie szybkiego, niemal folkowego (problem tylko czy to bałkańskie czy kozackie dźwięki) utworu, pozostałe utwory przedstawią się Wam w zupełnie innym świetle. Zaczniecie się zastanawiać nad całością materiału, nie jak nad kolejnym dokonaniem producentów ciężkich brzmień, ale jak nad twórczością zespołu, który jest oryginalny i prezentuje coś innego na tym rynku muzycznym. Dlaczego? Dlatego, że "Haydamaka" to kawałek, który orzeźwia niczym kiszone ogórki na kacu.
Takich ciekawych "zaskoczeń" mamy na tej płycie więcej. Weźmy na przykład "Intro". Spektakularne, symfoniczne i niemal filmowe dzieło, przenoszące słuchacza w świat spod znaku Matrixa. Monumentalny, orkiestrowy utwór, w którym pod koniec zgrabnie wpleciono ostre gitarowe akordy i rytmiczne uderzenia w kotły, które - jednym taktem - przenoszą słuchacza do kolejnego utworu "Venture". Dalej mamy kawałek, "Realize", którego słucha się niemal z łezką w oku, mając w pamięci nieżyjącego już Layne Staley'a - wokalistę Alice In Chains. Szybki i krótki niczym wybuch pojawia się 38-mio sekundowy "Freedom", intryguje zaśpiewany głosem Maxa Cavalery fragment "Follow The Spirit".
Rootwater wymyka się sztywnym konwencjom i próbom zaszufladkowania muzyki do jednego gatunku. Tworzy dzieła szczere i bezpośrednio wynikające z własnych fascynacji. Umiejętnie i ze swadą łączy gatunki pozornie sprzeczne. Muzyka symfoniczna ("Intro") przeplata się z ciężkimi riffami ("Closer", "Living In The Cage", "Venture") i plemiennymi rytmami perkusji ("Haydamaka", "Frozenthal", "Steiner"). Elektroniczna futurystka ("Timeless", "Follow The Spirit") przenika się z hiphopowym beatem, (chociaż z tym nazywaniem hip-hopu bym jednak uważał). Dźwięki sitaru ("Realize") łączy z gitarami akustycznymi. Wokalista śpiewa, krzyczy, szepta, growluje w zależności od nastroju w danym utworze. Zabawa dźwiękiem, formą, stylistyką.
Lubię eksperymenty w ciężkim graniu, zwłaszcza, jeśli takie doświadczenia nie powodują śmierci pacjenta, narodzin jakiegoś muzycznego monstrum pozszywanego z niepasujących do siebie części, ale dają szansę na powstanie czegoś ambitnego, świeżego, nowatorskiego a jednocześnie potrafiącego zafascynować słuchacza. Rootwater odniósł na tym polu wielki sukces i chwała im za to!
Jedno jest pewne ponad wszelką wątpliwość: to nie jest nudna płyta. Cały czas się coś tu dzieje, zmienia, odwraca, niczym w kalejdoskopie. Płyta "Visionism" z każdym kolejnym słuchaniem przynosi nowe, ciekawsze odkrycia. Myślę, że Rootwater ma szansę nieźle namieszać na polskim rynku muzycznym. Jak dla mnie jest to kolejna przesłanka, że Rock nie umarł a wręcz przeciwnie ma się dobrze i odradza się w nowych kształtach i formach.
Tracklist:
01. Intro 2:46
02. Venture 3:45
03. Living In The Cage 4:24
04. Closer 3:16
05. Frozenthal 3:43
06. Freedom 0:38
07. Timeless 4:20
08. Realize 4:41
09. Follow The Spirit 4:43
10. Alive 5:44
11. The Ministry 3:26
12. Steiner 4:36
13. Under The Mask 3:47
14. Visionism 6:01
15. Haydamaka (Bonus Track) 4:29
Moja ocena 4/5
Recenzja ukazała się wcześniej na rock.megastacja.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz