piątek, 27 sierpnia 2010

Outshine - "Until We Are Dead" 2010


Outshine to zespół pochodzący z Gothenburga w Szwecji. Reprezentują ciężką, melancholijną a jednocześnie mroczną stronę hard rocka czasami wchodząc też w stylistykę metalową. W całość ciekawie wplatają też elementy grunge i gotyku. Zespół istnieje formalnie od 1996 roku, chociaż nie wydał zbyt wiele oficjalnych dzieł muzycznych. "Until We Are Dead" to druga długogrająca płyta tej szwedzkiej grupy. Nagrana w 2005 roku pierwsza płyta (EP) spotkała się z dobrym przyjęciem krytyków. Kolejna (pierwsza długogrająca) płyta została wydana w maju 2007. Nazwana została "Bad Things Always End Bad". Zespół zaliczał kilka zmian składów, aż do roku 2004, kiedy to ugruntował się jego obecny kształt, zarówno muzyczny jak i członkowski.

Outshine obecnie reprezentują: założyciel i gitarzysta Jimmy Norberg, wokalista Erlend Jegstad oraz Fredrik Kretz (perkusja), Per Stenback (gitara basowa).

Słuchając pierwszy raz płyty "Until We Are Dead" miałem dziwne wrażenie, że pomimo sporych wpływów takich zespołów jak Paradise Lost, TOOL czy HIM, panowie z Outshine przypominają brzmieniem i wokalem Megadeth (posłuchajcie na przykład "Love For The Music"). Być może to tylko moje osobiste skojarzenia i niekoniecznie mają uzasadnienie w rzeczywistości, jednak nie mogę się ich do tej pory pozbyć. Materiał zagrany jest jednak wolniej i z mniejszym ciężarem niż w Megadeth. Podobieństwo gitarowych riffów i specyficzny, lekko "wystękany" głos wokalisty powoduje jednak odczucia "megadetho-podobne". Nie stanowi to oczywiście, żadnego specjalnego minusa w twórczości Szwedów, wręcz powoduje, że muzyka staje się ciekawsza w odbiorze. Brakuje jednak szalonych, świdrujących umysł solówek Mustaine'a. Tak naprawdę na płycie "Until We Are Dead" w ogóle nie ma solowych popisów gitarowych. Jedną smutną solówkę można usłyszeć w "Save Me". Całość jest jednak świetnie zaaranżowana, oparta w dużej części na gitarze prowadzącej oraz na potężnych uderzeniach sekcji rytmicznej. Jako urozmaicenia gdzieniegdzie pojawiają się na przykład fortepianowe dźwięki ("Love For The Music"), które nadają muzyce specyficznego charakteru. Całość znakomicie uzupełniają industrialne intro rozpoczynające kilka kompozycji, czy futurystyczne motywy przewodnie ("Wisconsin H.G."). Czasami głos Erlenda Jegstada do złudzenia przypomina też weteranów innej klasy, a mianowicie Billy Idola połączonego z Glennem Danzigiem (utwór "Viva Shevegas"). Ten specyficzny, chropowaty głos dominuje w kilku kawałkach ("Until I'm Dead"), ale dzięki temu kompozycje stają się z jednej strony bardziej żywiołowe, a z drugiej strony mroczniejsze.

Ogólnie rzecz ujmując płyta jest stylistycznie równa, wyważona, imponuje solidnym warsztatem muzycznym oraz dobrym przygotowaniem. Trochę brakuje w tym całym układzie 10-ciu utworów jakiejś wyróżniającej się perełki, która połyskiwałaby na tle całego przedsięwzięcia. Pozostając w mrocznych klimatach, jakie proponuje zespół, można by powiedzieć, że brakuje "czarnej perły", która byłaby tu magnesem, przyciągałaby słuchacza i jednocześnie zapadałaby na długo w pamięć. Momentami do miana takich perełek zbliżają się kawałki: "Love For The Music", czy "Ain't Life Grand" oraz "Save Me". Zespół imponuje dojrzałością kompozytorską i dynamicznym brzmieniem poszczególnych instrumentów, nie mniej jednak nie wyróżnia się ani specyficznym image, ani warstwą tekściarską, a tym bardziej nie szokuje i nie intryguje w żaden inny sposób. Z jednej strony to być może dobrze, z drugiej strony przebicie się z takim a nie innym materiałem bez "specjalnego dopalacza" może być w dzisiejszych czasach trudne.

Album został nagrany przez Svein Jensena (znanego ze współpracy z takimi tuzami jak: M.A.N, Transport League, Hide The Knives, Sister Sin, Troublemakers) w studio Grand Recordings z Gothenburga a zmasterowany przez Göran Finnberga (The Haunted, Opeth, Dark Tranquillity, In Flames) i został wysoko oceniony i ciepło przyjęty przez szwedzkie media.

01 - One For The Nerves (4:16)
02 - Love For The Music (4:11)
03 - Wisconsin H.G. (4:30)
04 - Ain't Life Grand? (5:01)
05 - Fortune (3:43)
06 - Viva Shevegas (3:29)
07 - Riot (4:03)
08 - Until I'm Dead (3:49)
09 - I'm Sorry (4:25)
10 - Save Me (6:16)

Moja ocena 4/5

Recenzja ukazała się wcześniej na rock.megastacja.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz