Panowie 4Szmery zagrali w dosłownym tego słowa znaczeniu na moich najdelikatniejszych uczuciach. Na uczuciach uwielbienia do AC/DC. Tym bardziej, że to AC/DC z najlepszego okresu z Bonem Scottem jako wokalistą. Nie mogę więc zrobić nic innego, jak wstać i bić brawo. Zespół polecili mi kiedyś znajomi, którzy byli na ich koncercie i wybierają się na kolejny, a to już jest rekomendacja sama w sobie. Lepszej mnie osobiście nie trzeba.
Zastanawiałem się, czy płyta będzie bardziej w stylu: „Bona pamięci żałosny rapsod”? Czy będzie to zestaw żałosnych i patetycznych kawałków nagranych w hołdzie zmarłemu wokaliście? Tymczasem po pierwszym przesłuchaniu okazało się, że mam „ciary” na całym ciele, a wywołało je 5-ciu facetów z Bochni za pomocą 15 utworów z repertuaru AC/DC. I co tu rzec więcej, ponad to, że zrobili to G E N I A L N I E! Każdy niuans gitarowy został wiernie odtworzony, każde uderzenie w perkusję jest tak perfekcyjne i o czasie, tak, że słuchacz odnosi wrażenie, iż zrobił to sam Phill Rudd. Jeśli do kompletu dodamy głos Śierścia, który w przerwach między utworami mówi: „Thank You”, czy zapowiedź „ Down Payment Blues” i robi to głosem Bona Scotta, można całkiem „odjechać”. Wokalista ma tak łudząco podobny głos do Bona Scotta, że słuchacz odnosi wrażenie, że Bon żyje. Ten sam tembr głosu, te same akcenty, specyficzny sposób mówienia, jakby na lekkim rauszu z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Cały Bon. Nic dodać nic ująć. Nawet „połyka” te same zgłoski, co słychać w zapowiedzi „Dwn pymnt bluz”. Genialne! (chyba się powtarzam, ale co mi tam, 4Szmery przywróciły mi za pomocą 76 minut swojej muzyki, całą młodość, podczas, której płyty z Bonem odsłuchiwane były w moim domu na okrągło!).
Zacznijmy jednak od krótkiej historii, którą udało się znaleźć w sieci. Wszechwiedzące Google wszystko znajdą. Takie czasy. Tak więc 4Szmery powstały w 1996 roku w Bochni. Powstały w wyniku spożycia dużej ilości płynów wysokoprocentowych najpierw w umysłach Jarka Srogi (gitara) i Andrzeja Batora (bębny), aby potem w normalnym (?!) pięcioosobowym w pełni namacalnym składzie rozpocząć nieregularne występy w knajpach "Babilonu" (tak o swoim mieście mówią muzycy zespołu). Początkowo była to muzyka oparta na własnych kompozycjach, w których oczywiście słychać było wpływy ukochanego AC/DC, przeplatana utworami braci Young. Pierwszy wokalista Piotrek Pastuszak preferował zdecydowanie sposób śpiewania Briana Johnsona, stąd też w muzyce Czterech Szmerów więcej było nowego AC/DC. Pierwszy skład przetrwał dwa lata, by ulec naturalnemu rozkładowi, jak to zwykle bywa w przypadku zespołów w naszym kraju.
"Szmeranie" na poważnie zaczęło się po telefonie, jaki wykonał niejaki Sierściu do Jarka. Były to rutynowe życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia ‘98. Przy okazji padło pytanie: -"te Jaro, może byśmy coś pograli AC/DC...tak wiesz...unplugged?" Po chwili zastanowienia Jarek stwierdził, że bez prądu to nie bardzo, ale z prądem to i owszem. I tak wiosną 1999 roku garaż na wzgórzu zaczął spędzając sen z powiek okolicznych mieszkańców w promieniu 444 metrów, a duch "Bona" zaczął pojawiać się w ciemnych uliczkach "Babilonu".
Trzeba przyznać, że płyta jest genialnie nagrana i wyprodukowana, i ma w sobie „to coś”, co powoduje, że chce się jej słuchać raz za razem. Bardzo dynamiczna muzyka, świetna głębia i przestrzeń, selektywne dźwięki poszczególnych instrumentów tworzą w całości rewelacyjne nagranie koncertowe. Odsłuchiwanie płyty „Live” zagranej przez Cztery Szmery to wielka przyjemność i niesamowite doznanie, w którym ma się realne odczucie tego, że Bon jest wśród nas. Bona już nie ma z nami, więc nie ma szansy usłyszeć go na żywo, pozostają płyty koncertowe, bootlegi, nagrania wideo, albo taki właśnie perfekcyjny Tribute Band jak 4Szmery. Bez sensu jest tu większe opisywanie poszczególnych utworów czy szukanie różnic. Jeżeli ktoś lubi/lubił ten okres w twórczości Australijczyków, z przyjemnością posłucha tego krążka. Różnice oczywiście znajdziecie, tylko, po co, aż tak się rozdrabniać i analizować. Całość to muzyczny pomnik postawiony w hołdzie zespołowi AC/DC i nieżyjącemu już wokaliści- – Bonowi! Zresztą wewnątrz płyty znajduje się taka właśnie dedykacja: „Płytę dedykujemy pamięci Ronalda „Bona” Scotta … Cztery Szmery”.
Niemal trzy godzinny koncert został zarejestrowany w kultowym klubie muzycznym - Muzyczna Owczarnia w Jaworkach - 6 października 2006. Miksowanie koncertu trwało dość długo, bo niemal 3 miesiące. Mastering wykonał Przemek Ślużyński z MM Studio. Fragmentów płyty można posłuchać na stronie zespołu.
Okładka płyty to też mała perełka, bowiem na wykonanym w sepii projekcie, oprócz tłoczonej nazwy 4Szmery, można dojrzeć ponakładane na siebie fragmenty okładek płyt „High Voltage”, „Powerage”, „Highway To Hell”, „Dirty Deeds..”, „Let There Be Rock”, klasyczne logo AC/DC, stare logo zespołu, uśmiechniętą twarz Bona, Angusa i tak dalej i tak dalej… Trzymając płytę w ręce, możecie sami poszukać większej ilości symboli w tym kolażu.
Moja ocena 5/5 (jestem w niej maksymalnie subiektywny, ale robię to z dziką przyjemnością, wielką satysfakcją i nieukrywaną radością oraz w przekonaniu, że 4Szmery jeszcze nie raz mnie zadziwią). Tym bardziej, że w najbliższym czasie wybieram się na ich koncert, żeby poczuć ducha starego ACeDeCe na żywo!
Jęknąć mogę tylko raz i jęknę delikatnie, bowiem nie pojawił się żaden z utworów z EP „Jailbreak”, który cenię sobie nieprzeciętnie. Wiem, wiem ograniczenia pojemności dysków, nie sposób wszystkim dogodzić, ale gdyby było tylko „Baby Please Don't Go” i Sierściu by zaśpiewał, a Darek lub Jarek naśladowaliby jego głos na gitarach, to wstawiłbym bez wahania ocenę 8/5!
01. „Live Wire” 05:28
02. „If You Want Blood (You’ve Got It)” 05:25
03. „Hell Ain’t AbadPlace To Be” 04:18
04. „Down Payment Blues” 05:59
05. „Dirty Deeds Done Dirt Cheap” 04:08
06. „Walk All Over You” 05:02
07. „Touch Too Much” 04:35 08. „Riff Raff” 05:29
09. „Sin City” 05:27
10. „Ride On” 05:16
11. „High Voltage” 06:57
12. „T.N.T.” 03:23
13. „Let There Be Rock” 05:41
14. „Whole Lotta Rosie” 04:56
15. „Highway To Hell” 04:09
Czas całej płyty: 76:20
Skład zespołu:
Sierściu - wokal
Darek - gitara
Jarek - gitara
Gabi - bas
Andrzej Perkusja
Recenzja ukazała się wcześniej na www.rockline.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz