wtorek, 2 marca 2010

MILLENIUM „Back after years"


MILLENIUM „Back after years - Live in Kraków 2009”
Lynx Music 2010

Koncert to koncert i rządzi się swoimi prawami. Płyta to płyta i słuchanie jej nie zawsze odbywa się w sprzyjających warunkach i z odpowiednim nagłośnieniem. Koncert to żywiołowy akt, który trwa w skończonym czasie i każdy, kto na niego przyszedł chłonie z takiego wydarzenia jak najwięcej, starając się nie zatracić żadnej ważnej chwili, żadnego istotnego elementu. Płyta daje możliwość powrotów do wybranych fragmentów, przeskoczenia tego, co nam się nie podoba. Klimat koncertu to specyficzna atmosfera, nastrój, żywiołowa reakcja publiczności, to drganie powietrza, potężne uderzenia basów i rytm perkusji porywający słuchacza-widza. Nagranie na płycie (nawet, jeśli jest koncertowe) już nie ma takiego nastroju. Koncert to płonąca świeca, która wraz z upływem czasu znika, wypala się i nie sposób wrócić do stanu początkowego. Płyta to już niemal elektryczne światło, które możemy włączyć na żądanie. Nie mniej jedno i drugie ma tyle samo zwolenników co i przeciwników. Pozostaje, więc tylko wybrać swoją własną wersję i cieszyć się nią na swój sposób.

Dane mi było uczestniczyć w obu krakowskich koncertach jak i stać się posiadaczem zarejestrowanego materiału audio oraz wideo. Mam, więc okazję słuchać muzyki nagranej podczas drugiego wystąpienia Millenium w Domu Kultury „Tęcza”, które zostało zarejestrowane w dniu 11 grudnia 2009 roku. Słucham i jestem pod dużym wrażeniem. Po pierwsze to miła pamiątka, ze świetnie zagraną, nagraną i zmontowaną muzyką oraz niezwykle selektywnym dźwiękiem. Każdy z instrumentów słychać idealnie. To pierwsze odczucia, jakie towarzyszą słuchaniu płyt CD. Po drugie – fenomenalna linia basu, której nie udało się tak wychwycić bezpośrednio na deskach DK Tęcza.

Zatrzymam się przez chwilę przy tym instrumencie i jego właścicielu. Cichy, lekko stonowany i wycofany Krzysztof Wyrwa, daje się poznać właśnie podczas tych nagrań, jako muzyk fenomenalny i niezwykle utalentowany. Sprawia swoją grą wrażenie jakby instrument był integralną częścią jego ciała. Gitara basowa w jego rękach niemal ożywa (posłuchajcie początku „Grasy mud”). Jest tu, nie tylko instrumentem wspierającym sekcję rytmiczną, ale wręcz instrumentem dowodzącym w tym duecie. Dodatkowo nie ogranicza się tylko do uzupełniania melodii w kolejnych utworach, ale wręcz sam tworzy melodie podczas całego show. Nie wspomnę już o solowym popisie na warr guitar (to strunowy instrument muzyczny progowy lub bezprogowy, możliwa jest na nim gra techniką zwaną tappingiem oraz w sposób tradycyjny), podczas, którego dał wyraz niesamowitej znajomości tegoż niekonwencjonalnego instrumentu. Przez chwilę stanowili oni jedność, a słuchacz zostaje muzycznie oczarowany. Dźwięki wydobywające się z tego magicznego instrumentu, przypominającego szeroki gryf wielkiego sitaru, momentami przywodzą na myśl dalekowschodnia kulturę i jej specyficzny klimat. Wystarczy posłuchać wstępu do „Ultraviolet”, by dać się ponieść tej ultra-specyficznej muzyce.

Nad całością muzycznego przedsięwzięcia cały czas czuwał Ryszard Kramarski, dyrygując, zarządzając, nadzorując całość, jednocześnie tworząc przy pomocy swych instrumentów klawiszowych psychodeliczne klimaty. Wypełniając tło dźwiękami fortepianu (na przykład w utworach: „Light”, „Back to the childhood”, „Eternal tale”), dźwiękami syntezatora, czy też wysyłając w eter tajemnicze futurystyczne dźwięki lub intonując delikatnymi brzmieniami początek niemal każdego utworu.

Piotr Płonka wydobywał ze swej gitary czarodziejskie dźwięki. Delikatne, snujące się gdzieś pod dachem Domu Kultury ekspresyjne solówki powodują chwile zadumy i refleksji. Oczywiście ważne jest zgranie z akompaniamentem pozostałych członków zespołu, ale i to Płonce wychodzi naturalnie. Czasami daje się poznać, jako drapieżny rock’n’rollowiec, a czasami melancholijny muzyk. Jest niczym bard, który przenosi słuchacza w inny wymiar.

Obie płyty stanowią równy, wyważony zestaw najlepszych dokonań zespołu, chociaż trzeba przyznać, że ostatnia płyta „Exist” miała duży wpływ na stylistykę muzyczną tego koncertu. Być może ze względu na pewnego rodzaju „powiew świeżości”, który wnosi muzyka z ostatniego studyjnego nagrania Millenium. Ciekawostką jest tu quasi-akustyczny zestaw („Eternal tale/For the price of her sad days”, zaprezentowany przez zespół z fenomenalnym wokalem Łukasza Galla. Najwyraźniej i on rozgrzał już swój instrument i odrzucił na bok tremę, by pokazać, na co stać go w partiach wokalnych.

Millenium, to jak sami przyznają, zespół studyjny, który przez ostatnich kilka lat trochę ukrywał się w studio muzycznym, tworząc, komponując i wydając świetne albumy. Nie zapomnieli jednak, jak ważny jest odbiór muzyki na żywo i co liczy się naprawdę w muzyce, czyli kontakt ze słuchaczem. I chociaż trema podczas występów była widoczna, to jednak wyjście na „światło dzienne” przysporzyło im nową rzeszę odbiorców, a można by rzec nawet, że nowe pokolenie fanów. Oczywiście w pierwszych występach dała się zauważyć pewna sztywność ruchów i brak luzu i spontanicznego dialogu z publicznością, nie mniej jednak muzycznie to wydarzenie na najwyższym poziomie. Podkreślili wszystkie swoje atuty i udowodnili, że są perfekcyjnymi muzykami, znającymi na wylot muzyczne rzemiosło.

Szczególnie polecam do posłuchania „Demon”, z niezwykle żywiołowym śpiewem wokalisty i śmieszną melodyjką wplecioną w środek utworu, którą również Łukasz Gall w pewnym momencie intonuje śpiewając „la la, lala, lala, la”. Następnie „Embryo” z przejmującym wstępem gitarowym, intrygującymi wejściami syntezatorów oraz drapieżnym rockowym riffem gitary. „Road to infiniti” to dzieło imponujące pomysłami muzycznymi i potężnym symfonicznym ładunkiem dźwięków wypełniających przestrzeń. Dodatkowo w tym kawałku każdy z muzyków miał szanse dać upust własnej fantazji i pokazać swój geniusz muzyczny podczas przedstawiania składu zespołu. Utwór ten, to istna wizytówka zespołu i ich umiejętności. „Road …” kończy podstawowy zestaw koncertowy. Zaraz po nim następują jednak bisy z „My Life Domino” na czele, zaśpiewanym częściowo po polsku. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, bowiem momentami jest melancholijnie, czasami ostro i żywiołowo, są melodyjne utwory i porywające słuchacza kawałki.

Muzyka Millenium to czysta poezja. To melodyjny rock, to art-rock w najlepszym wykonaniu. Słychać tu echa Marillion, Genesis, Pink Floyd, King Crimson, Yes, ale też nie sposób odmówić muzykom Millenium oryginalności i własnego stylu tworzonego przez lata. Podwójny album „Back After Years” to ukoronowanie ich twórczości i być może krok do tego, aby szersza publiczność doświadczyła osobiście ich muzycznego geniuszu. Jak na razie Kraków pozostaje uprzywilejowany w tych doznaniach, ale już wiemy, że kolejny koncert odbył się w Poznaniu, a muzycy dostają zaproszenia z zagranicy z propozycjami wystąpienia ze swoim repertuarem.

Wypada jednak dodać łyżkę dziegciu do tej nad wyraz pozytywnej recenzji. Materiał zarejestrowany na DVD uzupełnia całość tego wydarzenia, nie mniej jednak widać, że domeną Millenium i wydawnictwa Lynx Music jest muzyka i nie ma, co ukrywać, że ciężar gatunkowy leży właśnie w nagraniach audio. Muzycznie jest jednak kilka słabszych elementów, takich jak początek „Waltz Vocanda”, czy wymienione wcześniej zaśpiewy „la la, lala, lala, la”, dzięki którym utwory robią się lekko infantylne. Jest kilka utworów mających specyficzne klimaty lat 80-tych, podczas, przypominających czasy elektronicznych wyczynów Marka Bilińskiego, Kraftwerk czy syntezatorowe popisy Jean-Michel Jarre’a. Co oczywiście dla jednych może być minusem, dla innych stanowi wartość samą w sobie.

Nagranie wideo niestety nie jest szczytowym osiągnięciem ani technologicznym ani jakościowym, ale jak to mówią: „pierwsze koty za płoty”. Kolejne miejmy nadzieję będą lepsze! Zestaw ma jednak wartość kolekcjonerską i dla zagorzałych fanów i uczestników koncertu stanowi miłą pamiątkę, bowiem w dodatkach otrzymujemy archiwalne nagrania Millenium, pokazujące wczesne dokonania zespołu uzupełnione podkładem muzycznym z utworu „7 Years”. W dodatku „Millenium – about myself”, który utrzymany jest czarno-białej stylizacji dostajemy opowieści poszczególnych muzyków o sobie, swoich fascynacjach i zespole. Cały materiał, w połączeniu z perfekcyjnym dźwiękiem stanowi „perełkę” w dorobku płytowym Millenium.

P.S. Nie ukrywam, iż jestem dumny po trzykroć, bowiem tyle razy moje nazwisko zostało wymienione w tym wydawnictwie. Dostałem specjalne podziękowania, wykorzystano moje zdjęcia wewnątrz okładek obu płyt (CD i DVD) oraz wykorzystano jedno ze zdjęć na okładce płyty DVD a także w nagraniach video. Dziękując Millenium za świetną muzykę, dziękuję również za ten miły gest skierowany w moją stronę.

CD1
01. Visit in hell 5:42
02. I would like to say something 5:23
03. Hundreds of falling rivers 5:32
04. The circles of life 6:22
05. Higher then me 5:34
06. Light your cigar 6:26
07. Insomnia 5:36
08. Light 6:30
09. Drunken angels 6:43
10. Eternal tale/For the price of her sad days 3:37
11. Ultraviolet 3:41
12. Grasy mud 2:55

CD2

01. Demon 7:12
02. Madman 6:46
03. Numbers 7:18
04. Back to the childhood 4:30
05. Wishmaker 4:19
06. Embryo 9:02
07. Road to infinity 11:57
08. Waltz vocanda 5:54
09. The silent hill 6:24
10. My life domino 6:34
Bonus
11. Back after years-intro (studio mix) 3:41

Muzycy biorący udział w realizacji płyty:
Ryszard Kramarski – instrumenty klawiszowe
Łukasz Gal – wokal
Krzysztof Wyrwa – gitara basowa, warr guitar
Piotr Płonka – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Tomasz Paśko - perkusja

Recenzja ukazała się również na RockLine

Moja ocena CD: 4/5, DVD: 3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz