środa, 15 września 2010

BLACK RIVER "Black'N'Roll"


Potężna hard rockowa dawka dźwięków, utrzymanych w dobrym stylu i zrobiona z rockową "gracją". Prosta a jednocześnie wyśmienita. Nie od dziś, bowiem wiadomo, że najlepsze to, co proste. "Black'N'Roll" to drugi album członków kilku innych grup, którzy najwyraźniej oprócz udzielania się w macierzystych formacjach cierpią na nadmiar nieokiełznanej energii i niezagospodarowanego talentu. W skład tego projektu wchodzą: Taff (wokal) z Rootwater, Art (gitara) z Soulburners, Kay (gitara) z Neolithic, Orion (bas) z Behemotha i Daray (gary) z Dimmu Borgir i Hunter

Podczas słuchania można mieć kilka ciekawych skojarzeń muzycznych. Co nie znaczy, że muzyka Black River to jakiś plagiat, tribune band, czy inny rodzaj naśladownictwa. A to na myśl przychodzi Lemmy ze swym zachrypniętym głosem i specyficzną mocną grą na basie. A to Acid Drinkres ze swoimi wokalnymi wygłupami, które tu słychać w "Jumping Queenny Flash". Utwór ten to nic innego jak połączenie "God Save The Queen" i "Jumpin' Jack Flash" w jeden utwór. To znów gdzieś tam zabrzmią echa Monster Magnet, czy Black Label Society a nawet Danzig. Jednym słowem śmietanka, a może bardziej pianka na mocnym piwie w zadymionym pubie. Muzyka wyśmienicie pasuje do pijackiej męskiej zabawy, podczas której nie ma "miękkiej gry". Nawet tak lekko i niewinnie (Sic! To skojarzenie może być jednak nie pasować do głosu Taffa) rozpoczynający się "Morphine" przechodzi w drugiej części w ostry i porywający nurt, niczym nurt kipiącej Czarnej Rzeki, która porywa nieumiejących pływać. Zacznijmy jednak od początku. "Barf Bag" miażdży, "Isabel" ma ciekawą nutę melodyczną (gdzieś to już słyszałem), genialnie intonowaną przez wokalistę. "Lucky In Hell" zabiera nas rzeczywiście do piekła. W "Breaking The Wall" delikatne zwolnienie, bez starty ciężaru gatunkowego. "Too Far Away" mocne wejście basu chwyta słuchacza za gardło i nie puszcza do końca. Im dalej tym lepiej. W "Loaded Weapon" przez ścianę dźwięku przebijają się wreszcie wyraziste solówki. Rytmicznie rozpoczynający się "Like A Bitch" przerywany początkowo przez "skrzypiącą" gitarę (ten motyw przewija się przez cały utwór). W "Young'N'Drunk" pojawia się przyjemne gitarowe zawodzenie. Całość oparta na świetnym wyczuciu rytmu i chrapliwym głosie Taffa. Trzeba przyznać, że facet ma mocne (hard) gardło niczym skała (rock).

Na tej płycie nie ma zbędnych akordów, niepotrzebnych wstawek, zbytecznych uderzeń w bębny. Każdy niuans jest dopracowany i gra tu swoją rolę. Jednocześnie z tego dzieła i prostoty black'n'rolla bije szczerość, dynamika i bezpośredniość. Wszystkie utwory są niezwykle energiczne, mocne i drapieżne. Noga rusza się sama w rytm, głowa startuje do headbangingu. Jednym słowem It's Rock'N'Roll Babe! Świetna muza do słuchania w szybkim samochodzie. Wystarczy podkręcić volume do oporu, a noga sama dociska pedał gazu do dechy. Klasa sama w sobie!

Moja ocena 4/5

Recenzja ukazała się wcześniej na rock.megastacja.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz